• Minimuzeum - Babcia i Dziadek

      • W GOSPODARSTWIE BABCI I DZIADKA

        (ekspozycja stała)

         

           Niewiele wystawionych tu przedmiotów ma więcej niż 100 lat, a wszystkich używano jeszcze przed 50-ciu laty, albo nawet dłużej. Babcie i dziadkowie dzisiejszych uczniów sami byli wówczas dziećmi i żyli w zupełnie innym świecie, a wieś ogromnie różniła się od miasta. Niemal wszyscy mieszkańcy utrzymywali się z rolnictwa. Zdarzały się jeszcze drewniane chaty kryte słomianymi strzechami, z glinianą polepą zamiast podłogi (o parkietach ani się śniło, a co dopiero o FROTERKACH do ich pielęgnacji), zaś wśród sprzętów przeważały gliniane i drewniane, często wykonane własnoręcznie lub kupione na jarmarku.  

            Choć dziś nie potrafimy sobie wyobrazić życia bez prądu, Mogilany zostały zelektryfikowane dopiero przed półwieczem. Do tego zaś czasu powszechnie używano świec łojowych w glinianych świecznikach i latarek na świece, oraz LAMP i LATAREK NAFTOWYCH lub (rzadziej) KARBIDOWYCH (latarki stosowano na zewnątrz, np. do oświetlenia wozów na drodze w porze nocnej), brakowało zapałek i były dość drogie (dlatego jeszcze przed II wojną światową dzielono je na czworo), więc do niecenia ognia używano specjalnych ZAPALAREK. Nie było pralek automatycznych, a nawet zwykłych „Frani” (pojawiły się dopiero na przełomie l.50/60. XX w.), więc prano przy pomocy drewnianych kijanek, a potem szorowano rzeczy na drewnianych lub metalowych TARACH bezpośrednio w strumieniu lub w drewnianych, klepkowych baliach (cebrach). A wodę do prania dźwigano ze studni w wiadrach przy pomocy NOSIDEŁ. Wyprane rzeczy prasowano przy pomocy ŻELAZEK na węgiel, z „duszą” czyli metalowym wkładem lub znacznie później – elektrycznych, ale bardzo prymitywnych.

           Kontakt ze światem pozwalały utrzymywać nieliczne jednak RADIA LAMPOWE, zaś dopiero w l.70. XX w. zainstalowano na miejscowej poczcie centralkę telefoniczną i w domach pojawiły się pierwsze TELEFONY NA KORBKĘ, a także adaptery i MAGETOFONY szpulowe, dzięki czemu nastała epoka prywatek. Słuchanie radia i muzyki z odtwarzaczy dawniej stanowiło również jedną z niewielu rozrywek; nawet dzieci miały niewiele czasu na zabawy, a jeszcze mniej zabawek. O NARTACH zimą mało kto mógł pomarzyć, za to każdy miał sanki, łyżwy już były rzadsze, a co bardziej pomysłowi konstruowali „ŁYŻWO-SANKI”.

           Proste narzędzia do pracy każdy rolnik umiał wykonać sam. Taki np. CEP, służący do młócki zboża, ma przysłowiowo prostą konstrukcję, składa się bowiem z dzierżaka i bijaka, połączonych tzw. wiązaniem kapicowym. Również rękojeść SIERPA zrobiona jest własnoręcznie z leszczyny. Jedynie metalowe części wyrabiali specjaliści – kowale, nie tylko wykonujący ostrza kos, siekier czy sierpów i noży, ale podkuwający konie i okuwający różne części drewnianego wozu, często zdobiąc okucia stempelkowym wzorem, a na końcu dyszla umieszczając tzw. PIESKA. Od rymarzy kupowano CHOMĄTA końskie i pozostałe elementy uprzęży.

           Koła szprychowe wytwarzali kołodzieje, ale już pełne kółka np. do taczek, każdy potrafił wyciąć sobie z deski, jedynie ewentualnie okucie trzeba było kupić od kowala. Metal w ogóle był drogi, więc nawet domy budowano bez użycia gwoździ, zamiast nich stosując drewniane KOŁKI. Rzadko który wiejski majster-budowniczy posiadał przy tym tak specjalistyczne narzędzia jak CYRKIEL czy STRUG (HEBEL), albo ŚWIDER. Dziś kowali już nie uświadczysz, a w Mogilanach pewnie nikt nie pamięta, gdzie ongiś znajdowała się kuźnia. Wiejskie „złote rączki” potrafiły zrobić nawet całkiem skomplikowane narzędzia, jak „TRAGACE”, czy bardzo pomysłowy SIEWNIK.

            Niemal zaginął też zawód garncarza, a przecież przed półwieczem powszechnie używano jeszcze GLINIANYCH NACZYŃ, metalowe były rzadkością. Jedne i drugie zaś na tyle cenne, że nie pozbywano się ich, gdy pękły lub zrobiła się dziura. Czekano na wędrownego druciarza, żeby zdrutował ceramiczne lub znitował metalowe naczynie. Noże i siekiery ostrzono na kamiennych BRUSACH.

            Większość potrzebnych rzeczy starano się jednak wykonać samemu, w ostateczności kupowano na targach lub jarmarkach, jak  choćby rozmaite KOSZYKI z wikliny, słomy czy łyka oraz SITA, CEDZAKI, czy (u bednarzy) wyrabiane z klepek SKOPKI na wydojone mleko lub MAŚNICE do wyrobu masła ze śmietany. U szewców nabywano buty, które były bardzo drogie, więc aby się nie zdefasonowały, używano PRAWIDEŁ. Napraw często dokonywano samemu przy pomocy podręcznego KOPYTA  i SZYDŁA, szczególnie iż we wsi zdarzali się prawdziwi fachowcy – szewcy, stąd obecność na wystawie KOPYT (drewnianych form na buty), a nawet szewskiej MASZYNY do szycia obuwia.  Mogilany do niedawna słynęły wszak z wyrobu pantofli (ich wytwórców nazywano „papuciarzami”). Ubrania były równie drogie jak buty, więc kto tylko miał MASZYNĘ DO SZYCIA, mógł uważać się za szczęśliwca. Płótno często tkano w domach z lnu, międląc go wcześniej w MIĘDLICACH.

             W paradnej izbie nie mogło zabraknąć „świętego kąta”. Umieszczano w nim OBRAZKI o treści religijnej, kupowane od domokrążców lub bezpośrednio, przy okazji pielgrzymek do sanktuariów. Zaś przy drzwiach obowiązkowo wisiała KROPIELNICZKA na święconą wodę.

            Meble były proste i nieliczne. Stół, ŁAWA, łóżko, STOŁKI i ZYDLE, skrzynie malowane na co cenniejsze rzeczy, zaś w podróż pakowano się do okuwanych, solidnych KUFRÓW, które z czasem zastąpiły skrzynie jako sprzęt schowkowy, zanim same zostały wyparte przez szafy.

            Sklepów we wsi było dawniej mało (jeśli w ogóle) i nikt nie zaopatrywał się w nich w masło lub chleb, który wyrabiano w domu z mąki zmielonej na kamiennych ŻARNACH. Chleb piekło się w wielkim piecu chlebowym, a wcześniej wyrabiano w drążonych drewnianych NIECKACH i formowano w specjalnych KOSZACH (SŁOMIANKACH) ze słomy lub łyka. Taki piec równocześnie grzał, a także służył do gotowania potraw na osobnym palenisku. SPIRYTUSOWA KUCHENKA do szybkiego gotowania albo podgrzewania stanowiła na wsi rzadkość. Sery wyciskano przy pomocy specjalnej PRASY, kapustę do kiszenia szatkowano na specjalnej SZATKOWNICY. Przyprawy do potraw ucierano w mosiężnych MOŹDZIERZACH, które są starsze nawet od ręcznych MŁYNKÓW. Produkty ważono na WAGACH szalkowych lub wiszących. Artykuły sypkie chętnie przechowywano w BLASZANYCH POJEMNIKACH po luksusowych wyrobach cukierniczych. Bardzo praktyczne do przechowywania płynów były FLASZKI z porcelanowymi korkami (zwane „krachlami”), które ostatnio znów stały się modne.

             Ale to wyjątek, ponieważ dziś tamtego świata praktycznie już nie ma, żyjemy w zupełnie odmiennej rzeczywistości. Jednak właśnie dlatego warto wiedzieć, jak żyli nasi przodkowie i to wcale nie tak dawno temu, bo zaledwie dwa pokolenia wstecz.

         

         

        TYTUŁOWI BABCIA I DZIADEK

        Julia (1894 – 1977) i Wojciech (1891 – 1964)

        NIEDBAŁOWIE

        Depozyt (do zwrotu na żądanie) p. ZDZISŁAWY GÓRNISIEWICZ